wtorek, 2 lipca 2013

W lipcu o śniegu



Chyba każdy, kto przebywał za granicą dłużej czy krócej, tudzież posługuje się obcymi językami w żywym kontakcie z przedstawicielami innych narodów, doświadczył tego obezwładniającego uczucia bezradności, gdy język nie wystarczająco giętki, nie zdoła powiedzieć tego, co pomyśli głowa. Ileż to razy chcieliśmy naszego rozmówcę, dajmy na to francuskiego, pognębić wyszukaną ironią, czy też rzec mu coś wściekle sarkastycznego, tudzież zmiażdżyć naszą erudycją... to akurat wówczas właśnie okazuje się, że niestety nie wiemy, jak po francusku jest sopel. Albo mierzić. Rozcapierzony. O chrzęście czy szeleście nie wspominając.

Dlatego dziś tym wszystkim, a przede wszystkim sobie, dedykuję poniższą uroczość (i jakąż trafność przy okazji) w wykonaniu Wisławy Szymborskiej. Znalezione przypadkiem w sieci w natłoku fragmentów publikowanych z okazji dziewięćdziesiątej rocznicy urodzin noblistki. A w ramach ilustracji załączam tegoroczne zdjęcie dokumentujące niespodziewane a obfite opady śniegu, które trwożyły paryżan przez cały jeden dzień marcowy.

*****

— La Pologne? La Pologne? Tam strasznie zimno, prawda?  zapytała mnie i odetchnęła z ulgą. Bo porobiło się tych krajów tyle, że najpewniejszy jest w rozmowie klimat.

— O pani 
 chcę jej odpowiedzieć  poeci mego kraju piszą w rękawiczkach. Nie twierdzę, że ich wcale nie zdejmują; jeżeli księżyc przygrzeje, to tak. W strofach złożonych z gromkich pohukiwań, bo tylko to przedziera się przez ryk wichury, śpiewają prosty byt pasterzy fok. Klasycy ryją soplem atramentu na przytupanych zaspach. Reszta, dekadenci, płaczą nad losem gwiazdkami ze śniegu. Kto chce się topić, musi mieć siekierę do zrobienia przerębli. O pani, o moja droga pani.

Tak chcę jej odpowiedzieć. Ale zapomniałam, jak będzie foka po francusku. Nie jestem pewna sopla i przerębli.

— La Pologne? La Pologne? Tam strasznie zimno, prawda?

— Pas du tout 
 odpowiadam lodowato.

______________________
wiersz z tomu "Sól" (1962)