Zaczyna się
zwykle przez pytanie: „Przepraszam,
czy pani jest z...” i tu następuje przegląd
wszystkich jasnowłosych nacji. Gdy w końcu przypadkowy rozmówca ustala, od
której z nich przynależę, rozpromienia się cały i, jak to często się zdarza w
Paryżu i ogółem w północnej części Francji, z dumą oświadcza, iż ma pewne
związki z Polską, tudzież zna Polaków, ba, nawet potrafi powiedzieć coś w
naszym języku. I tu zwykle następuje prezentacja.
–
Po polsku to umiem się przywitać. Moi polscy znajomi mnie nauczyli.
–
Naprawdę? Zatem słucham pana.
–
Zaraz, zaraz, jak to było... – nieznajomy zastanawia się przez chwilę, po czym wypala radośnie:
–
Ssssseks!
Skonsternowana
zastanawiam się, czy mój rozmówca jest typem stosującym wyjątkowo prymitywne metody podrywu,
czy też ma bardzo złośliwych polskich znajomych. Odpowiadam więc zimno:
–
Hmm, to akurat słowo znaczy to samo, co po angielsku czy po francusku i
bynajmniej w Polsce nie wypowiadamy go na powitanie...
Nieznajomy
patrzy na mnie, jakby nie zrozumiał ironii zawartej w mej wypowiedzi. I
odpowiada pogodnie:
–
Może ja to niezbyt dobrze wymawiam... To takie strasznie trudne słowo, w którym nie ma ani jednej samogłoski...
Z wahaniem pytam:
– Czy chodzi może
o słowo „cześć”?
Nieznajomy się
rozpromienia cały:
– Taaaak!
Sssssseks!