piątek, 9 sierpnia 2013

Rozmowy kawiarniane cz. 1 – o konieczności należytej wymowy pewnych spółgłosek


Zaczyna się zwykle przez pytanie: Przepraszam, czy pani jest z... i tu następuje przegląd wszystkich jasnowłosych nacji. Gdy w końcu przypadkowy rozmówca ustala, od której z nich przynależę, rozpromienia się cały i, jak to często się zdarza w Paryżu i ogółem w północnej części Francji, z dumą oświadcza, iż ma pewne związki z Polską, tudzież zna Polaków, ba, nawet potrafi powiedzieć coś w naszym języku. I tu zwykle następuje prezentacja.

Po polsku to umiem się przywitać. Moi polscy znajomi mnie nauczyli.
Naprawdę? Zatem słucham pana.
Zaraz, zaraz, jak to było...  nieznajomy zastanawia się przez chwilę, po czym wypala radośnie:
Ssssseks!

Skonsternowana zastanawiam się, czy mój rozmówca jest typem stosującym wyjątkowo prymitywne metody podrywu, czy też ma bardzo złośliwych polskich znajomych. Odpowiadam więc zimno:
Hmm, to akurat słowo znaczy to samo, co po angielsku czy po francusku i bynajmniej w Polsce nie wypowiadamy go na powitanie...

Nieznajomy patrzy na mnie, jakby nie zrozumiał ironii zawartej w mej wypowiedzi. I odpowiada pogodnie:
Może ja to niezbyt dobrze wymawiam... To takie strasznie trudne słowo, w którym nie ma ani jednej samogłoski...

Z wahaniem pytam:
– Czy chodzi może o słowo cześć?

Nieznajomy się rozpromienia cały:
– Taaaak! Sssssseks!