wtorek, 29 października 2013

Rue des Thermopyles

Czy są tu jeszcze przypadkiem wierni i stęsknieni P.T. Czytelnicy bloga? Jeśli tak, to kajająco chciałam oznajmić, iż nieśmiało postanowiłam wznowić działalność. I tak sobie pomyślałam, że jeśli będę mniej przejmować się każdorazowym postem (nie w sensie niechlujstwa, tylko perfekcjonizmu posuniętego do manii natręctw) i nie traktować go, jakby miał być zawsze dziełem sztuki fotograficzno-literacko-blogerskiej, to może je będę tworzyć trochę częściej?

Oto minął rok, odkąd przeprowadziłam się do Paryża. Wracają wspomnienia, jak to mozolnie kompletowałam umeblowanie mieszkania - na przykład wyszukując poszczególne elementy na pchlich targach, a potem przewożąc je w metrze - między innymi lustro otrzymane w darze od pewnego krawca, tudzież fotel Ludwika XIV (ale o tym ostatnim będzie kiedy indziej, gdyż zasługuje na osobny wpis). Dzisiaj więc w tym duchu postanowiłam uczcić rocznicę swego przyjazdu i po roku spania pod byle czym, zdecydowałam się nabyć prawdziwą kołdrę (winter is coming...). Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym, porzuciwszy z nagła swój skrajny minimalizm w tej kwestii, nie wybrała największej kołdry, jaka była w całym sklepie. A potem, gdybym nie medytowała przez pół godziny nad wyborem stosownego do niej obleczenia. 

Misja na szczęście zakończyła się sukcesem, a ja przy okazji odbyłam piękny, jesienny spacer, zachwycając się po raz kolejny ulicą Termopilów (Termopilską?) po drodze. Jest to jedna z najbardziej urokliwych paryskich uliczek, sam czar, wdzięk i sielanka. A wszystko to w zamieszkiwanej przeze mnie czternastej dzielnicy, na której nijakość z lubością już od roku narzekam.


Jako neofitka Instagrama, porzuciłam w domu swą lustrzankę z nowym obiektywem i prezentuję
 tymczasem swe najnowsze dokonania telefoniczno-fotograficzne.
 




Właściciel jednego z domów uprzejmie informuje, iż, zamiast oklepanego złego psa, posiada kota
wymagającego psychoanalizy. 

W temacie będąc, kilka domów dalej na progu siedział kot, który, co prawda nie wyglądał jakby potrzebował psychoanalityka, ale raczej kogoś, kto mógłby mu wreszcie otworzyć te
niebieskie drzwi. Przez dłuższą chwilę przymilnym mruczeniem usiłował 
mnie do tego skłonić. 


I to już koniec na dziś, mili Państwo. Dbajcie o zdrowie psychiczne swoich kotów i psów!