piątek, 1 listopada 2013

Spacer po cmentarzu w dwóch odsłonach



Za każdym razem, kiedy spędzam Dzień Wszystkich Świętych, (sam w sobie pełen zadumy, jak to się lubi podkreślać), daleko od rodzinnych stron, za granicą  ta odległość, zarówno od bliskich, chociaż chyba nawet bardziej od tej specyficznej atmosfery świętowania, napawa mnie zawsze pewną melancholią. 

Można się oczywiście wybrać w poszukiwaniu namiastki tej atmosfery na spacer po którymś z pięknych paryskich cmentarzy, niechże to będzie choćby wspaniały Père-Lachaise, by nie szukać daleko. Ale poza wrażeniami estetycznymi, na próżno tam szukać czegoś więcej.

Chociaż przecież są wysmakowane architektonicznie i odpowiednio nadgryzoine zębem czasu grobowce.

Są opadłe liście na omszałych nagrobkach.

I kwiaty (acz nieliczne) zostawiane przez bliskich zmarłych osób.

Ale czegoś jakby ciągle brak... Zupełnie, jakbyśmy chodzili po muzeum  miejscu pięknym, ale (jakież to przewrotne w kontekście cmentarza) zupełnie bez życia.

Rozwiązanie zagadki nadchodzi, kiedy w jednej z alejek tłum zagęszcza się, a zewsząd daje się nagle słyszeć język polski, w którym powtarzają się pytania: "Ale czy to na pewno tędy? Jesteś pewien, że dobrze idziemy?". 
Docieramy więc niechybnie do grobu Chopina, a tam całe mnóstwo zniczy! No właśnie. Jest dla mnie tajemnicą nadal niezgłębioną, dlaczego płonące świeczki tudzież znicze w roli symbolu pamięci o zmarłych są kulturze francuskiej całkowicie obce. 
A ileż to człowiek miał radości w dzieciństwie, kiedy jeszcze produkowano znicze bez wieczek, i gdy, zamiast popadać w zadumę nad przemijaniem, urządzało się z kuzynami na cmentarzu zawody, kto więcej palców umoczy w roztopionej parafinie, zanim dostanie burę od rodziców... A już ten, kto miał każdy palec umoczony w innym kolorze, zostawał niewątpliwym bohaterem dnia. Tak, drodzy Państwo, bywało i tak. 

W ramach przeciwwagi dla rozczarowania spacerem po Père-Lachaise, tudzież w ramach mniej oczywistych rozmyślań o śmierci, można się wybrać w Paryżu także na cmentarz dla zwierząt.

Jest to miejsce przedziwne, wywołujące od samego początku dość mieszane uczucia.

Na początku swojego istnienia, jak donoszą źródła, grzebano tam padłe zwierzęta zbierane z ulic paryskich. Potem jednak stopniowo zaczęli tam trafiać pupile różnych osób, chcących zachować o nich pamięć. Tudzież różnorakiej arystokracji pragnącej nawet pośmiertnie przydać swoim ulubieńcom trochę, jak to się mówi, glamouru.

Jak można sądzić po niektórych współczesnych nagrobkach, tradycja ta nie przeminęła.

Na cmentarzu oprócz licznych nagrobków psów i kotów, można zobaczyć też grób konia zasłużonego na wojnie, albo czyjejś ukochanej kury, jak głosi nagrobek po prawej.

Jest też inne ptactwo udomowione.

A nawet małpka.

Wszyscy ciekawi nowych estetyczno-filozoficznych wrażeń, tudzież mniej oczywistych miejsc do zwiedzenia w Paryżu, wystarczy, że przy najbliższej bytności w mieście światłeł wsiądą w niebieską linię metra (13) w stronę Asnières-Gennevilliers i dojadą do stacji Gabriel Peri. Voila!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz