W przeciwieństwie do tej, którą można przez cały rok nabyć w doniczce, ta prawdziwa zaczyna sie zrazu nieśmiało:
Ale zaraz potem jest coraz odważniejsza:
By wreszcie pokazać się w pełnym rozkwicie:
W tak sprzyjających warunkach można się wybrać ponownie na odkryte zimą Wzgórze Przepiórek czyli Butte aux Cailles w trzynastej dzielnicy. Co do nazwy, natknęłam się na różne teorie, od barona Caille'a, który miał tu hodować winorośle, kiedy jeszcze te tereny były zielonymi przedmieściami Paryża, do twierdzenia, że słowo przepiórka oznaczało onegdaj kobietę lekkiego prowadzenia się i że takich wówczas w tej dzielnicy nie brakowało. Jaka nie byłaby prawda, jest to miejsce o tyle urocze, o ile mało jeszcze znane. Przypomina odrobinę Montmartre malowniczością wąskich i stromych uliczek, jednak w przeciwieństwie do tego pierwszego urzeka spokojem i przyjemną pustką na ulicach w leniwe przedpołudnie.
Opustoszałe po śniadaniu kawiarnie czekają na porę obiadową, kiedy ponownie szczelnie zapełnią się paryżanami, którzy przybędą, by przy miniaturowych stolikach skonsumować swój déjeuner, u nas zwany ze staropolska lunchem. Ale na razie można spokojnie spacerować i podziwiać twórczość lokalnych artystów bogato zdobiącą ściany okolicznych budynków.
A "muzyka zmiękcza ściany", nawet jeśli przygrywa akordeonista bez twarzy, jak głosi mural tuż nad naleśnikarnią.
W dalszej części dzielnicy można natomiast się natknąć na takie smaczki jak kościółek wyznawóc tajemniczego kultu antoinistów, oraz uliczkę jakby żywcem wziętą z Alzacji czy innej Lotaryngii. Jak widać, na wzgórzu nie tylko przepiórki...