Po czterech miesiącach emigracji
przypadki udały się na zasłużony bożonarodzeniowy odpoczynek w ojczyźnie.
***
W taksówce na lotnisko.
Mimo godziny
czwartej pięć rano, pełen animuszu taksówkarz wygłasza po raz kolejny pochwałę
dla własnych umiejętności szoferskich, zapewniając, że zna Paryż jak własną
kieszeń i choćby trzęsienie ziemi, tudzież koniec świata (a zważ, P.T. Czytelniku,
że rzecz się dzieje 21.12!), i tak dowiezie zawsze i każdego na czas.
- Jedyne, co mogłoby mi stanąć na
przeszkodzie, to opady śniegu. Wtedy robią się na drodze korki i ogólny paraliż
komunikacyjny. Zdarzyło się tak, kiedy spadł śnieg... trzy lata temu...
Zapada milczenie, a w oczach pana taksówkarza jeszcze przez dłuższą chwilę widać ślad tamtej grozy.
***
Odprawa na lotnisku.
Miła pani w
okienku zerka to na mnie, to na mój bagaż, raz i drugi, i w końcu zadaje
pytanie:
- A dziecko nie leci razem z
panią?
- Yyyy, jakie dziecko?
- Pani dziecko? Ma pani w
systemie rezerwację dla siebie i niemowlęcia.
- Hmm... A czy ja zapłaciłam za
to niemowlę przy kupnie biletu?
- Już sprawdzam... Nie.
- Aha. To w porządku. Niemowlę nie leci.
***
Tuż po wylądowaniu pan steward
przekazuje dobre wieści:
- Ladies and gentlemen, welcome to... yhm...
eee... uhm... Crrrracovie!
Oklaski ze strony pasażerów, steward
tymczasem od podziękowań za wspólny lot przechodzi do informacji pogodowych i
postanawia dorzucić coś od siebie:
- Tylko niech się państwo
naprawdę dobrze ubiorą. Na zewnątrz jest bardzo, bardzo, bardzo zimno! Minus
siedem!
Tym optymistycznym akcentem
przypadki życzą sobie i P.T. Czytelnikom udanej końcówki świąt!