wtorek, 25 grudnia 2012

Anegdota podróżno-świąteczna w trzech odsłonach




Po czterech miesiącach emigracji przypadki udały się na zasłużony bożonarodzeniowy odpoczynek w ojczyźnie.

***

W taksówce na lotnisko. 
Mimo godziny czwartej pięć rano, pełen animuszu taksówkarz wygłasza po raz kolejny pochwałę dla własnych umiejętności szoferskich, zapewniając, że zna Paryż jak własną kieszeń i choćby trzęsienie ziemi, tudzież koniec świata (a zważ, P.T. Czytelniku, że rzecz się dzieje 21.12!), i tak dowiezie zawsze i każdego na czas.
- Jedyne, co mogłoby mi stanąć na przeszkodzie, to opady śniegu. Wtedy robią się na drodze korki i ogólny paraliż komunikacyjny. Zdarzyło się tak, kiedy spadł śnieg... trzy lata temu...
Zapada milczenie, a w oczach pana taksówkarza jeszcze przez dłuższą chwilę widać ślad tamtej grozy.

***

Odprawa na lotnisku. 
Miła pani w okienku zerka to na mnie, to na mój bagaż, raz i drugi, i w końcu zadaje pytanie:
- A dziecko nie leci razem z panią?
- Yyyy, jakie dziecko?
- Pani dziecko? Ma pani w systemie rezerwację dla siebie i niemowlęcia.
- Hmm... A czy ja zapłaciłam za to niemowlę przy kupnie biletu?
- Już sprawdzam... Nie.
- Aha. To w porządku. Niemowlę nie leci.

***

Tuż po wylądowaniu pan steward przekazuje dobre wieści:
- Ladies and gentlemen, welcome to... yhm... eee... uhm... Crrrracovie!
Oklaski ze strony pasażerów, steward tymczasem od podziękowań za wspólny lot przechodzi do informacji pogodowych i postanawia dorzucić coś od siebie:
- Tylko niech się państwo naprawdę dobrze ubiorą. Na zewnątrz jest bardzo, bardzo, bardzo zimno! Minus siedem!

Tym optymistycznym akcentem przypadki życzą sobie i P.T. Czytelnikom udanej końcówki świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz