|
Copyright by Ewa Szponar. |
Rzecz się dzieje w jeden z tych
naprawdę mroźnych dni w Paryżu, jakich nie pamiętają nawet najstarsi górale,
kiedy temperatura spada do... zera stopni. Na okoliczną ludność pada blady
strach i przerażenie, tylko nieliczni mają odwagę, by wyjść z domu uzbrojeni w
kożuchy i puchowe kurtki. Tak czynię ja i bytujący u mnie aktualnie Spragniony
Zwiedzania Oraz Lansu Gość (w skrócie SZOLG) - w końcu obie pochodzimy z
polarnego kraju, więc łatwo się nie ulękniemy.
Spacerujemy
zatem po wzgórzu Montmartre, raźnie przytupując i chuchając w dłonie dla rozgrzewki, w międzyczasie oglądając urokliwe zaułki, a w nich lumpeksy i przedziwne sklepiki z
rzeczami typu sztuczne ręce czy wypchane koguty, oraz mniej lub
bardziej wylansowanych paryżan, kiedy nagle ze zdziwieniem
stwierdzamy, że idący przed nami jegomość jest... boso. Co więcej, ma na sobie
coś w rodzaju szorstkiej włosiennicy przepasanej sznurem. W zdumieniu śledzimy
go więc przez chwilę, dzieląc się na bieżąco spostrzeżeniami (gratulując sobie przy tym znajomości tak dziwnego języka jak nasz ojczysty):
- To chyba asceta jakiś! Prawdziwy!
W dzisiejszych czasach i to w dodatku tutaj, w Paryżu...
- Eeee, oszukuje. Przecież ma na
tej włosiennicy kurtkę! Mięczak!
***
|
Kup pan sztuczną rękę! Albo chociaż poroże jelonka! |
|
Solniczka, imbryk albo kogut i flaga. Dla każdego coś miłego. |
|
Stadko różowych rudolfów. |
|
Czasem nawet manekin może być człowiekiem. |
|
Urokliwość wieczorna. |
Ascecie musiała się ziemia palić pod stopami, skoro nie dał Wam szans się uwiecznić... :) Pozdrowienia sprzed kaloryfera (w Wawie -4)
OdpowiedzUsuńAleż wręcz przeciwnie, pan asceta tak dostojnie kroczył (zapewne rozmyślając o marności tego świata), że wprost nie wypadało napadać go z aparatem fotograficznym, jak nieokrzesany turysta jakiś ;-)
OdpowiedzUsuń