Zdjęcie ze strony: http://www.oezratty.net/wordpress/2012/numerique-et-distorsion-du-temps/. |
Jak wszyscy wiemy, bądź nie,
Paryż jest stolicą Francji. W tym także kulturalną. Przeciętny mieszkaniec tego pięknego miasta ma więc stale do wyboru liczne wystawy sztuki we wszystkich jej odmianach i przejawach.
Czasem jednak bywa trudno pogodzić tę wielość dostępnych rozrywek z czasem
wolnym, który się ma dyspozycji. A paryżanie znani są przecież ze spędzania
życia w stresie i w biegu z komórką przyklejoną do ucha (najnowszym modelem
ajfona ma się rozumieć, z niczym innym nie wypada się pokazywać publicznie).
Obserwując, co prawda, ogródki kawiarniane i restauracje o każdej porze dnia i
nocy pełne tychże zabieganych paryżan robiących sobie godzinne sjesty, mam nieco inne zdanie na ten temat, ale
pozostańmy przy tym oficjalnym.
W każdym razie, gdy w mieście
akurat dobiega końca jakaś szczególnie ważna i interesująca wystawa, setki osób
uświadamiają sobie nagle, że oto nadszedł ostatni dzień, by poobcować z tą
konkretną sztuką. Ruszają więc szturmem na dane muzeum i okupują je dzień i noc w sensie dosłownym: by sprostać wzmożonemu popytowi, zdarza się, że ekspozycja
w ostatnich dniach jest dostępna przez całą dobę. Nie inaczej było w przypadku
dzisiaj zakończonej wystawy Edwarda Hoppera w Grand Palais. Nie inaczej
niestety było także w moim konkretnym przypadku - przez dwa miesiące jej
trwania nie udało mi się wybrać, by ją obejrzeć, tak więc dzisiaj pokornie stanęłam w
kilkudziesięciometrowej kolejce ciągnącej się aż do Pól Elizejskich.
Po pół godzinie mozolnego przesuwania się do przodu dotarłam
do tabliczki informującej, że z miejsca w którym się znajduję do wejścia
pozostały mi jeszcze około cztery godziny czekania. Jednak ta sama tabliczka
poinformowała mnie uprzejmie, że wystarczyło wykupić abonament na kilka wystaw
z góry w tym sezonie, by móc dumnie ominąć cały ten tłum i bez kolejki wejść do
muzeum. Kiedy okazało się, że abonamenty są nadal dostępne za cenę nie aż tak bardzo
wygórowaną, w desperacji postanowiłam zdobyć taki dla siebie, gdyż po kolejnej
godzinie byłabym pewnie gotowa zapłacić każde pieniądze, tudzież poniechać
całkowicie wystawy, byle tylko nie marznąć dłużej.
Z wypełnionym formularzem w ręku,
uprzednio zdobytym od panów porządkowych, zostałam przepuszczona specjalnie
odgrodzoną od kłębiącego się tłumu alejką wprost do muzeum. Tam przeszłam
jeszcze dwie kontrole przy wejściu, by nie okazało się, że przypadkiem się
prześliznęłam przez te wszystkie zapory i bramki. Ostatni z panów ochroniarzy
obejrzał mój formularz i rzekł nagle do mnie:
- A wie pani, że niektórzy, jak
się już dostaną do środka, to wcale nie kupują abonamentu? Tylko od razu bilet
na tę wystawę?
- Doprawdy? Cóż za nicponie! - już
miałam odrzec z oburzeniem, kiedy przez twarz pana ochroniarza przemknął ledwie
zauważalny uśmiech. Przysięgłabym nawet, że puścił do mnie oko wskazując mi
wejście...
Mimo tego, w środku, zgodnie z
wcześniejszymi instrukcjami, udałam się w lewo celem nabycia tegoż abonamentu,
gdy po drodze moją uwagę zwróciły muzealne kasy, które mimo kłębiących się na zewnątrz w kolejce
tłumów, były zupełnie puste... Być może tylko w tym momencie, albo... cóż, jeszcze jeden paryski absurdzik. Nie
mogąc się więc oprzeć pokusie, podeszłam do jednej z tych kas i miętosząc w zestresowanej dłoni swój formularz, spytałam pokornie,
szeptem prawie, czy też mogę nabyć bilet. A pani, zamiast odesłać mnie do do stu diabłów lub po prostu do działu abonamentowego, wykrzykując w ślad za mną niepochlebne uwagi o niecnych
poczynaniach niektórych widzów, pogodnie odparła: "Tak!" i już po
chwili, ku własnemu zdumieniu byłam posiadaczką upragnionego biletu.
Cóż było robić? Rozejrzałam się
dyskretnie wokół, czy nie lecą w moją stronę jakieś kamienie, po czym równie dyskretnie oddaliłam się w stronę sal wystawowych. Zanim tam dotarłam, moja
sylwetka zdążyła się bezwiednie wyprostować, pierś dumnie wypiąć do przodu, a
na twarzy pojawiła się mina z cyklu: "bo my, paryżanie, wielbiciele
sztuki, nie to co ten plebs niegodny..."
Zdjęcie ze strony: http://www.edwardhopper.info/Nighthawks.html. |
hahaha. :D w połowie historii myślałam, że oparłaś się pokusie przekrętu. ale nie, zuch dziewczyna! :D
OdpowiedzUsuńOdezwał się we mnie duch kombinatorstwa polskiego... tak więc to w imię patriotyzmu!
OdpowiedzUsuń