wtorek, 26 lutego 2013

Jak wyjść na buraka za pomocą ogórka


Nie ma, P.T. Czytelniku, nic gorszego nad Francuza, którego Polacy nauczyli pić wódkę. Taki to człek raz się rozsmakowawszy w słowiańskiej wodzie życia, jako i w idei picia jej całymi kieliszkami do dna, dochodzi następnie do wniosku, że jest to jedyny słuszny sposób spożywania alkoholu i tę oto prawdę z zapałem neofity wprowadza w czyn przy każdej okazji. A ponieważ uczeń często przerasta mistrza, tak i adept słowiańskiej szkoły picia nie trwoni czasu na robienie zbytecznych przerw między jedną a drugą kolejką. Tym gorzej dla nas, zważywszy na to, z jakiego kraju pochodzimy, gdyż żadna odmowa z naszej strony nie zostaje przyjęta, a prośby o zrobienie dłuższej chwili oddechu między jednym a drugim „na zdrowie! wywołują zgorszone spojrzenia oraz poważne wątpliwości co do naszej miłości ku ojczyźnie. Cóż zrobić, poświęcamy się zatem dla szerzenia w świecie dobrego imienia naszego kraju.

Któregoś więc wieczoru spędzam miło czas u paryskich znajomych w mieszczańskiej piętnastej dzielnicy. Wśród licznych napitków przysparzających wesołości, na stole ląduje też żubrówka (wiedz P.T. Czytelniku, że we Francji jedyną słuszną jest wymowa zubrowska). Miłośnik polskiej metody picia rozlewa kolejkę, tłumacząc niewtajemniczonym poszczególne kroki i elementy całego rytuału. Na jego westchnienie, że w sumie jeszcze bardziej po polsku byłoby zagryzać każdą kolejkę kiszonym ogórkiem, gospodarz radośnie stwierdza, że takie posiada. Są to, co prawda, korniszony, ale doceńmy ten gest mimo wszystko. Przynosi więc słój i podstawia mi go z honorami w pierwszej kolejności, jako jedynej w towarzystwie przedstawicielce narodu o tak zacnych tradycjach picia i zakąszania. Ubawiona dbałością o szczegół, z jaką paryżanie odtwarzają nasze swojskie rytuały, dziarsko sięgam ręką do słoja, wyławiam ogórka i energicznie zagryzam.

I w tym momencie zapada absolutna cisza... Rozglądam się zaskoczona i widzę wokół wpatrzone we mnie twarze, na których maluje się na przemian zdziwienie i konsternacja. Zupełnie jakbym na eleganckim przyjęciu nagle chwyciła talerz i zaczęła go wylizywać. Orientuję się wówczas, że w trakcie ceremonii degustowania ogórków zupełnie zignorowałam widelczyk, który przyniesiono specjalnie po to, by móc je zgrabnie wyławiać ze słoja...

Następny kwadrans spędzam więc tłumacząc z mimowolnym rumieńcem na licu i wirtualną słomą wystającą z butów, że idea zagryzania wódki ogórkiem nie wiąże się raczej z widelczykiem, elegancją i wyrafinowaniem, oraz że w Polsce w każdym innym przypadku jednak używamy do jedzenia sztućców... 

1 komentarz:

  1. hahahaha. :D tak się nauczyli wódkę pić, a niczego o zagryzaniu się nie naczytali? wstyd! :D

    OdpowiedzUsuń